Kilka dni temu zagnało mnie na spotkanie Klubu Flavon. Zaproszono mnie tajemniczo, bez podania nazwy firmy - spotkanie, dzięki któremu będę piękny, młody i bogaty, czyli typowe zaproszenie na piramidę. Teraz to się nazywa multi level marketing, w skrócie mlm. Prezentacja bardzo marna, pseudonaukowy bełkot, ale uczestnikom to wyraźnie nie przeszkadzało. W skrócie: firma sprzedaje dżem, bardzo dobrze zrobiony, który pomaga na wszystko, chociaż nie jest lekiem - prelegent wielokrotnie to podkreślał. Jeden słoik (słoiczek) kosztuje 135 zł. i należy kupić cztery, a więc wydatek jednorazowy 540 zł. Czego jednak się nie robi dla zdrowia, urody i wiecznej szczęśliwości, bo właśnie o szczęśliwość tu chodzi. Codziennie spożywamy dżemu za 5 zł. i jakość życia nam się poprawia, a równolegle namawiamy innych, którzy jeszcze nie wiedzą, nie mają tej tajemnej wiedzy, do zakupu i lepszego życia. W tym namawianiu już nie jesteśmy tacy bezinteresowni, bo przecież z każdego słoika, kupionego przez następnego klienta cudownego biznesu mamy 20% i ten co nas przyprowadził też ma 20% i następny ma 20% a następni to już tylko po kilka procencików, ale kasiora płynie, wszyscy jesteśmy szczęśliwi, zdrowi i majętni. I o co mi chodzi, bo przecież przymusu nie ma, mlm zawojowuje cały świat, jak się szybko nie przyłączę to okazja mnie ominie, kasy nie zarobię i ze zdrowiem mi się nie uda tak dobrze. I jeszcze powinienem szybko powiedzieć moim przyjaciołom i znajomym o tej okazji, bo jak nie powiem, to ich ominie, a w Warszawie jakoś piramidy nie mają specjalnego powodzenia.
To najbardziej etyczny biznes, jaki można sobie wyobrazić. Zdrowie się poprawia, szmal płynie, nawet kiedy śpimy i nic nie robimy. Krzywda nikomu się nie dzieje i jeszcze mamy nowych przyjaciół, którzy się cieszą, gdy kupujemy słoiczki, bo od tego my jesteśmy zdrowi, a oni bogaci. To, że biednych nie stać na kupowanie tej przepustki do zdrowotności, to że przyjaciele, którzy nie będą kupowali, albo zaprzestaną kupowania, nie będą zasługiwać na moją przyjaźń (nie dają mi zarobić) zupełnie nie powinno/nie może mi przeszkadzać.
niedziela, 29 stycznia 2012
poniedziałek, 16 stycznia 2012
Uśmiechnij się :)
Kościół Sióstr Wizytek w sobotę wieczorem był pełen muzyki i uśmiechu. Muzyka świetna, chóralny śpiew wypełnił kościół fantastycznie i jeszcze barokowy septet. Ale dzisiaj o uśmiechu, który dodał muzyce skrzydeł. Uśmiechali się wszyscy, dyrygent do chóru i chórzyści do dyrygenta, instrumentaliści do siebie, publiczność się uśmiechała i nasza siostra do mnie. Uśmiech jest zaraźliwy, a jak jest naturalny, to cud :). Zdjęcia z koncertu są na picasie: http://picasaweb.google.com/ tkwiatkowski
Etykiety:
Chór Warszawski,
Richard Berkeley,
Warsaw Baroque Consort
wtorek, 3 stycznia 2012
Poczucie bezpieczeństwa potrzebne od zaraz
W czasie Wigilii moje dziecko powiedziało, że nie ma poczucia bezpieczeństwa, ponieważ nie ma własnego mieszkania i zadumałem się. Nigdy nie miałem poczucia bezpieczeństwa, ale nie miałem go, bo nie wiedziałem, że powinienem je mieć. Teraz trochę historycznie - moja siostra i ja dostaliśmy od naszych rodziców wykształcenie - tylko to księgowa i nauczyciel (oprócz genów) mogli nam dać. Myślę, że moja siostra także nie wiedziała wtedy nic o poczuciu bezpieczeństwa i po prostu w warunkach takich, jakie były, dzielnie pracowała dla dobra swojego i swojego dziecka. Za komuny wcale nie było łatwo z mieszkaniami i z pracą. Pierwszą i drugą pracę dostałem po znajomości. W Ursusie jako referent (po studiach) zarabiałem więcej od absolwenta szkoły zasadniczej, który był na stażu - po stażu zarabiał więcej od pana inżyniera. Pierwsze dwa wynajmowane mieszkania w których mieszkałem też były znalezione po znajomości, nie było gumtree, nie było nic do wynajęcia, nie było pieniędzy na wynajem... Później dostałem mieszkanie od spółdzielni (dostałem, bo w kolejce czekałem od dawna - zapisali mnie tam rodzice) - przecież nikogo, kto pracował w zakładzie, albo był lekarzem nie było na nic stać, tylko na przeżycie. Po co ja o tym wszystkim piszę? Czasy się zmieniły, są nowe problemy, ale są nowe możliwości. Moi rodzice też mówili, że kiedyś było lepiej, łatwiej. Poczucie bezpieczeństwa siedzi w naszej głowie, własne mieszkanie może być w złym miejscu, za małe, pracę można stracić i co wtedy? Moja przyjaciółka wynajmuje w Warszawie mieszkanie na kilka miesięcy i na lato wraca na wieś, do letniego domu swojej rodziny. Powiedziała mi, że daje jej to fajne uczucie wolności, którego nie wykorzystuje, ale je ma. Nieposiadanie mieszkania własnego czyni ją wolną, cudowne. Wszystko siedzi w naszej głowie........
Subskrybuj:
Posty (Atom)