Byłem ostatnio na wernisażu, który udał się znakomicie. Goście wypili siedem butelek wina, pogadali i poszli. Charakterystyczne było to, że całe wydarzenie obyło się bez fizycznej obecności artysty i jego dzieł. Kontakt z artystą był przez fb i czasami ktoś zadawał mu jakieś niemądre pytanie, a w odpowiedzi otrzymywał podobną odpowiedź, lub jakiś obsceniczny obrazek albo film. Potwierdziło to moją dawną obserwację, że wernisaże są głównie po to, aby ludzie mogli się z sobą spotkać i pogadać. Rzadko kiedy ktokolwiek ogląda dzieła, a jeżeli już to bardziej z poczucia przyzwoitości, niż z potrzeby ducha. Oczywiście, nie chciałbym rozwijać dalej koncepcji tego rodzaju wydarzeń, ale był kiedyś koncert chyba fortepianowy, gdzie artysta zagrał ciszę, czyli nie dotknął ani razu klawiszy.
Wszystko przed nami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz