niedziela, 17 lipca 2011

Nieporęcki lans









Na Niepo człowiek lansuje się na maxa. Jest artystowsko, często artystycznie. Lubię tam bywać i jeszcze Tamara otworzyła niedaleko, na rogu Skamiejkę - fajne miejsce do życia.

Paweł Postaremczak w Nowym Wspaniałym Świecie 15.05.2011





To był fajny koncert i tylko brak czasu tak zrobił, że zdjęcia odłożyłem na później. Jakoś ostatnio mi się dzieje, że zdjęcia koncertowe z udziałem Pawła robią się czarnobiałe.

Fajna muza, ale głośna



Na Chłodnej 25 Ksawery Wójciński, Paweł Postaremczak, Klaus Kugel zagrali 3.07.2011 i zagrali interesująco i naprawdę głośno. Dwa utwory z Jarkiem wysłuchaliśmy i więcej nie daliśmy rady. Radiowa Trójka zaczęła akcję uświadamiającą, że hałas jest be, ale to trudne. Moda jest taka, żeby było głośno, głusi akustycy podkręcają na maxa, bo nie słyszą i właściwie, jak chcesz bywać na koncertach to albo stopery, albo głuchota. Ale zdjęcia robi się fajnie.

niedziela, 3 lipca 2011

Poważnie i węgiersko tuż przed świętem, czyli ostatni czwartek

Weronika Wyrzykowska







 Judith Le Monnier i Barbara Halska


Barbara Halska, Beata Halska - Le Monnier i Judith Le Monnier.

16go czerwca odbyło się na Smolnej ostatnie spotkanie przed Świętem Muzyki. Było inaczej niż zwykle, bo wydawało się, że już nie ma czasu na nic, a z drugiej strony czuliśmy, że świat/miasto jeszcze nic nie wie. Media czekały z informacjami na ostatnią chwilę (tylko Wyborcza napisała małe co nieco), muzycy dopisywali się do listy ślamazarnie, taka cisza przed burzą. I w tej atmosferze lekkiego zdenerwowania muzyki było, że hej. Ramy były bardzo poważne, a w środku Węgrzy. Zaczęła Weronika Wyrzykowska, a zakończyły babcia z wnuczką, czyli Barbara Halska i Judith Le Monnier (wszystko czujnie doglądała mama, skrzypaczka Beata Halska - Le Monnier) - bardzo dużo dobrej, poważnej muzyki. Węgierski zespół zagrał, zaśpiewał ludowo, tak radośnie, że nawet nasz znajomy konsul śpiewał z nimi. Dwie pieśniarki co stały pod ścianą, śpiewały tak, że mi skóra ścierpła. Później my radziliśmy, a Węgrzy wypili  i zjedli co było i święto udało się doskonale.

sobota, 2 lipca 2011

Ogień z ......



Andrzej Mikulski to był dla mnie pianista jazzowy tylko do czwartku. Przyszedłem na jego dyplom do Uniwesytetu Muzycznego i na scenie nie było fortepianu. Pierwsza myśl - opóźnienie, a tu Andrzej wszedł do gniazda i pojechał na organach, tak że ogień poszedł z ........ (to cytat). Duże przeżycie.

Pogodę mieliśmy lepszą


















Takie duże imprezy, jak ta dzisiejsza powinny być organizowane z naszym udziałem. W Święto Muzyki miało padać i było pięknie, a tu początek prezydencji (co to za słowo?), straszna kasa i leje. Ale koncert bardzo porządny i sztuczne ognie też. A u nas we środę podsumowanie naszego muzycznego święta i zagrał kwartet wiolonczelowy, a później akordeonista grał, że klękajcie narody. Pani senator Barbara Borys-Damięcka dostała na pamiątkę naszą tabliczkę reklamującą kwartał muzyczny i inni też dostali, ale ciut mniej uroczyście. Mikołaj straszył dziurą w nodze, odśpiewaliśmy 100 lat Ani i Lude dostał główną nagrodę w konkursie na najlepszy film reklamujący Święto Muzyki. 
I jeszcze Jagna śpiewała i Tamara też i Jarek klęczał, jak zwykle się działo. A później pognaliśmy do Tygmontu na koncert Magdy Piskorczyk z Jackiem Namysłowskim, Olą Siemieniuk i Adamem Rozenmanem - zdjęcia trochę później na picasie.