środa, 23 listopada 2011

Wkurzony i upokorzony.

Przeczytałem skrót expose naszego słońca Peru (pierwsze skojarzenie z Peru mojej przyjaciółki) i po prostu od kilku dni strasznie jestem wkurzony. Miłościwie nam panujący zapowiedział po miesiącu myślenia (cztery lata rządził i potrzebował jeszcze jednego miesiąca), że jedyną receptą na kryzys jest podnoszenie podatków.
Jestem absolutnie przeciwko rozdawnictwu wszelakiemu, ale to mi się źle kojarzy. Mam wrażenie, że to trochę tak, jakby stary/nowy dyrektor fabryki po miesięcznym namyśle po ponownym wyborze przez radę nadzorczą stwierdził:
idzie kryzys, mamy większe koszty to musimy podnieść ceny bo to jedyne wyjście, a klienci zrozumieją naszą trudną sytuację. Nie przeczę, klienci może i zrozumieją, ale czy kupią droższy towar to zupełnie inne zagadnienie.
Miesiąc myśleć i wymyśleć, że będzie się podnosić podatki i ograniczać przywileje, to naprawdę trzeba być lotnym jak kulawa kuropatwa. Czy nasz propagator miłości nie mógł wpaść na pomysł, żeby zaproponować coś, co spowoduje, że będzie łatwiej znaleźć pracę, łatwiej prowadzić biznes.... Nie mógł, bo to wymaga innego podejścia, innego myślenia. Myślenie propaństwowe, odrzucenie interesów partyjnych na szczytach władzy jest niemożliwe.
Dawno temu, na murze jakiejś fabryki przeczytałem tekst:
WIĘCEJ ZAROBIMY, WIĘCEJ PODZIELIMY.
Komuna zakładała przynajmniej, że więcej będzie do podziału, a liberalny (he he) rząd mówi, że musi więcej zabrać.
Wmawianie mi, że wszystko co robi nasza “klasa rządząca” jest dla mojego dobra, upokarza mnie strasznie, bo to jest równoznaczne z tym, że oni mnie uważają za kretyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz