Od wczoraj zamieszczam nowe wpisy na swojej stronie: http://tomaszkwiatkowski.pl
Wpis o utraconej niewinności (mojej:) postanowiłem przenieść tam, bo jest dla mnie ważny, ale już następne będę pisał tylko w jednym miejscu i oczywiście mam ekstra początek, bo przecież "spotkałem" się z Paulem McCartney'em.
poniedziałek, 24 czerwca 2013
wtorek, 18 czerwca 2013
Utraciłem niewinność.
Tak się czuję ostatnio, bo stwierdziłem, że ciągle wierzę w różne prawdy objawiane przez ................. (tu można wpisać kogo się chce np.: eksperta, księdza, rabina, guru, lekarza, nauczyciela, ojca, matkę, sąsiada, lub sąsiadkę). Oczywiście, można tam też wpisać polityka, ale to zbyt oczywiste, bo polityk ma zmiany w mózgu wynikające z jego profesji, które uniemożliwiają mu mówienie prawdy.
Przyczyną utraty niewinności mojej jest jajko, którego jeść nie mogłem w dużych ilościach, bo mi szkodziło, a teraz już mogę. Pomysł, żebym nie jadł jajka zrodził się ponoć u producentów margaryny i w firmach farmaceutycznych i oni wykreowali modę na cholesterol, który był przyczyną śmierci zawałowców i mieliśmy go głównie z jajek. Później już wszyscy mieli łatwo, czyli producenci margaryny zaopatrywali nas w szkodliwy cholesterol, a producenci pigułek nas z tego leczyli. Teraz jest moda na jedzenie jajek i będą na pewno leki z jajek, do momentu, aż jakiś mądrala nie znajdzie czegoś w tych jajkach, co nas zabija.
Takie historie zdarzają się co jakiś czas. Pamiętam, że kiedyś nawoływano do nieposiadania plastikowych rzeczy w wyposażeniu domowym, bo się elektryzowały i to źle działało na człowieka, a teraz już nie. Pewnie plastik dalej zbiera te ładunki elektryczne, ale producentów plastikowych wyposażeń jest tak dużo, że nikt im się nie chce narażać.
Szczepić, czy nie szczepić, oto jest pytanie - jest teraz moda nieszczepienie. Lekarze mówią szczepić, a leczący holistycznie, że nie. A co będzie, jak zaprzestaniemy szczepień? Wrócą zarazy? A z drugiej strony firmy farmaceutyczne wynajdują szczepionki na takie choroby, na które szansa zachorowania jest mniejsza niż moja duża wygrana w pokera, w którego nie gram. Pomidor był kiedyś przyczyną raka itd...
Z innej beczki to nasi przodkowie Sarmaci, którzy nigdy naszymi przodkami nie byli. Wymyślił to Długosz, a podchwyciła szlachta za Zygmunta Starego, żeby udowodnić, że są lepszymi ludźmi od durnych chłopów, którzy dali się przez tych walecznych Sarmatów kiedyś podbić. Napisał o tym Arkadiusz Pacholski i mam jakieś podskórne przekonanie, że facet napisał prawdę. To oczywiście nic nie zmieni w zachowaniu prawdziwych, sarmackich potomków dumnych ze swoich przodków, którzy wzbogacili się na krzywdzie piastowskich współplemieńców.
I można tak dalej i dalej i czy iść na wybory, czy nie iść, czy kapitalizm lepszy niż socjalizm, jaka jest chciwość, bo niedawno była dobra, a teraz mówią, że jednak zła, czy państwo ma wydawać pieniądze, czy nie, czy lepiej jest zatrudniać dużo urzędników, a może lepiej nie, czy smalec jest lepszy od oliwy, ziemniaki czy ryż....... Otwórz gazetę, włącz radio, telewizor, wyjdź na klatkę i posłuchaj sąsiada, idź do przychodni lekarskiej i będziesz miał odpowiedź na gnębiące cię pytania. Pamiętaj jednak obywatelu:
NIE PYTAJ, CZY TEN, KTÓREGO SŁUCHASZ, MA W TYM SWÓJ INTERES, BO NA PEWNO JAKIŚ MA!
Zdjęcia z Marsza Jezusa załączam, bo one mi się w oczywisty sposób łączą z tematem mojej dzisiejszej pisaniny.
I inne zdjęcia też są oczywiście na temat. Na rynku w Krakowie jest husarz z białoczerwoną flagą, z którym dziewczęta bardzo lubią się fotografować. Myślę, że to jedyny prawdziwy Sarmata w naszej, polskiej historii. Obok jest dziewczyna, która siedzi w powietrzu lekko wspierając się na kosturze podróżnym. Nie wiem, jak ona to robi, ale wygląda niesamowicie.
Etykiety:
Arkadiusz Pacholski,
Długosz,
jajka,
jajka jeść czy nie jeść,
jajko,
Kraków,
Marsz Jezusa,
Sarmaci,
Sarmacja,
Sarmatyzm,
Zygmunt Stary
wtorek, 11 czerwca 2013
Za przyjaciół w Boże Ciało.
Za przyjaciół, bo prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie, więc jeśli przyjdzie ta bieda to niech nie będzie tak duża. A jeśli już będzie duża bieda to żeby nam się udało z pomocą przyjaciół z nią poradzić.
Taką kiedyś modlitwę wymyśliłem i jej nie wygłosiłem, bo nie pasowała do domniemanego kanonu katolickiego moich słuchaczy. Wygłosiłem krótki banał, który lepiej pasował do rytuału i ostatnio ten religijny rytuał do mnie wrócił w Boże Ciało. Jechałem na rowerze z Działdowa do Fiałek i “uczestniczyłem” w procesjach w Wielkim Łęcku i Lidzbarku. Wszyscy pięknie ubrani i pogoda, która też się dostosowała do chwili. Ołtarze w tych samych miejscach od lat, rozrzucanie kwiatków, noszenie różańca, nieprawdopodobnie fałszywe śpiewanie, wszystko to składa się na rytuał, który bardzo lubię i z dużą radością fotografuję.
Etykiety:
Boże Ciało,
kult,
Lidzbark,
procesja,
rytuał,
Wielki Łęck
niedziela, 2 czerwca 2013
Edgar Allan Poe w Fiałkach
Edgar
Allan Poe chciał przyjechać do Polski w 1831 roku z okazji
trwającego właśnie Powstania Listopadowego. Facetowi nie szło,
miał długi, nie ukończył uczelni i do Polski też mu się nie
udało przyjechać. Nie wiem, czy to był romantyczny zryw artysty, a
może chciał w Posce walczyć po którejś ze stron, czy też
zapragnął zobaczyć wojnę. Wcześniej wytrzymał w wojsku 2 lata i
próbował skończyć Akademię Wojskową w West Point, więc może
chciał na żołnierce parę groszy zarobić. Piszę o tym w
Fiałkach, w których jest mniej turystów, niż w latach poprzednich
i właściciele agroturystyczni prawdopodobnie będą narzekać na
sezon. W Fiałkach nie ma wielu atrakcji, a właściwie nie ma
żadnych atrakcji poza pięknym krajobrazem, który z dużym uporem
jego mieszkańcy próbują zepsuć. Budują nowe ogrodzenia z siatki
na wysokich ceglanych murach, budki z błyszczącej blachy falistej,
bramy cudaczne ze stali, wielkie posiadłości na miarę Dynastii, za
nic mając powody, dla których się tutaj sprowadzili, bo przecież
sprowadzili się tutaj z powodu pięknego krajobrazu. 15 lat temu,
gdy byłem tutaj pierwszy raz, panowało prawo, że budować można
na starych fundamentach, a teraz już nikt się tym nie przejmuje.
Hulaj dusza piekła nie ma, moje to i mogę budować co mi się chce.
Fiałki przestaną być niedługo atrakcyjne, bo będą po prostu
brzydkie. Powstania nie zrobią nowi, ani starzy mieszkańcy, więc
Poe i jemu podobni tutaj nie przyjadą, a na pewno nie przyciągną
turystów maszkorony wybudowane przez nowobogackich. Oczywiście,
wielu może powiedzieć, że to dobrze, bo przynajmniej będzie
spokój, ale czy ludzie będą mieli z czego żyć? Czy warszawscy i
toruńcy emeryci będą mieli kogo zatrudnić do pomocy w swych
domach, kiedy starzy sąsiedzi pomrą, a nowi będą u Niemca zbierać
szparagi? Nie wierzę, że stare i nowe Fiałczaki zaczną nagle
myśleć o dobru wspólnym, że świadomość się zmieni i sami
wymienią obrzydliwe siatki na ogrodzenia drewniane, które trzeba
będzie częściej naprawiać. Moje pytanie jest proste, czy ktoś z
decydentów ma pomysł na Fiałki? Czy jest pomysł na Górzno i
okolice?
Zdjęcia zamieszczam z widokami pięknymi, bo tych durnot nie miałem siły fotografować.
poniedziałek, 27 maja 2013
Czy chcesz mieć czyste ściany w domu swoim, czy nie?
Odpowiedź na pytanie tytułowe chyba nie do końca jest taka prosta i oczywista, bo za odpowiedzią powinny iść działania, a to nie zawsze jest łatwe, ale do rzeczy. W sobotę była majówka na Skarpie i zrobiliśmy (Smolna i Kwartał Muzyczny) koncert w wąwozie, który kończy się murem i bramą. I jak wszystkie mury i bramy w tym mieście, nad którymi nikt nie czuwa codziennie, były pomazane okropnie. Koncert udał się znakomicie, panie Maklakiewiczowe i dziewczęta z Esmusa grały pięknie i bohomazy na bramie i murze nie obrzydzały nam słuchania muzyki. Zamieszczam dwa zdjęcia, a co z nich wynika i czy w ogóle coś z nich wynika, to dopiero pytanie.
środa, 22 maja 2013
Poruszone zdjęcia.
Koncert Grażyny Auguścik i Roba Clearfielda był piękny, dostarczył tak wiele wzruszeń, że aż poruszyl mi część zdjęć i tego się będę trzymał, jak ktoś się będzie czepiał, że znowu robię zdjęcia nieostre. Ogromne wrażenie robi na mnie zawsze współpraca muzyków, którzy siebie słuchają, dają drugiemu miejsce, nie walczą ze sobą i tak było wczoraj. Inne rodzaje sztuk tak nie mają, a jeżeli już, to sporadycznie. Reszta zdjęć są na fejsbuku:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10151651414812457.1073741829.197254032456&type=3
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10151651414812457.1073741829.197254032456&type=3
wtorek, 21 maja 2013
Krytykiem teatralnym nie zostanę, nie ma szans.
Chciałem napisać recenzję teatralną z Fabryki grochu, która miała miejsce w niedzielę w salonie na Smolnej. Takie czytanie róznych rzeczy, bo Brecht, Gałczyński i Gała przez aktorki i poetę. I jeszcze Mercedes grała Bacha. Miała być recenzja, analiza i w ogóle wiwisekcja i okazuje się, że nie potrafię. Nie umiem tego rozebrać na części, bo mi się po prostu podobało i mogę tylko zaprosić tych, którzy czytają mojego bloga na strony fejsbukowe do oglądania zdjęć, a zapraszam zdjęciem Pani Asji, która radośnie wszystkich informuje, że już koniec przedstawienia:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.529705610408568.1073741829.101465709899229&type=3&uploaded=23
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.529705610408568.1073741829.101465709899229&type=3&uploaded=23
piątek, 17 maja 2013
Klaskali
Lądujemy w Warszawie, a oni klaszczą. Przecież to jest passe i wiocha kompletna, wiec nie klaszczę i trochę odczuwam zażenowanie. W Lizbonie klaskania nie było, a w Warszawie tak, bo ziemia ojczysta, jesteśmy wsród swoich i rzucało nami mocniej, więc i radość z udanego lądowania większa, bo się udało i nic już nam nie grozi. Od tygodnia chodzi mi to po głowie i na początku było zażenowanie, a teraz myślę, że czepiam się bez sensu. Jak ludzie chcą, to niech klaszczą, jak się cieszą, że przeżyli, niech dadzą wyraz temu szczęściu, może następnym razem jak bedą takie turbulencje, to też będę klaskać...
Po wylądowaniu idę po bagaż i oglądam najdłuższą, bezsensowną reklamę być może na świecie (kolega mi o niej mówił i wiem, czego się spodziewać). Lotnisko Chopina pokazuje na bardzo długim zdjęciu jakie jest. Możesz przejść 50 metrów i sprawdzić, czy to co widzisz na zdjęciu jest prawdą, tylko po co, nie wiem. Są takie łamigłówki, znajdź 10 szczegółów, którymi różnią sie 2 zdjęcia, może to o to chodzi?
Czekam na bagaż przy transporterze. Kilka osób stoi obok siebie 3/4 metra od maszyny, wygodnie, spokojnie czekamy na walizki i nagle w ten luz ładuje się wielki facet i zasłania nam cały świat i już nie jest tak fajnie jak było przed chwilą. I jak walizy przyjechały to trzeba go było przeprosić, przesunąć...
Wracam do klaskania i obiecuję sobie, że nie będę nas Polaków dzielił na klaszczących i nieklaszczących. Nie dzielmy się, nie przyklejajmy sobie łatek lepszych i gorszych ludzi, fajniejszych i fajnych mniej. Nie będę się rozpędzał, bo zaraz popadnę w konflikt polityczny, a tego bardzo nie chcę.
Etykiety:
klaskanie,
Klaskanie przy lądowaniu,
Lotnisko Chopina,
Okęcie
sobota, 11 maja 2013
Już nie chcę wiedzieć jak on się nazywa.
Nazywał się witlinek i właściwie było ich dwóch, a może dwie. Trzymały w zębach swoje ogony i lizboński kelner podał mi je na blaszanej tacce. Zamawianie dania było długie i beznadziejne. Próbowałem się od niego dowiedzieć jakie jest imię tej ryby po angielsku, a przecież znam tylko kilka ich nazw, więc i tak bym pewnie nie zrozumiał, nawet gdyby on to wiedział. Gdy załapałem, że to nie ma znaczenia od razu nam ulżyło. On poszedł po piwo, a ja mogłem rozmawiać z Kanadyjczykami, którzy przylecieli z Ottawy. Przedwczoraj byłem sprytniejszy i zażyczyłem sobie coś, co widziałem. Takie małe zwierzątka z czułkami. Były wielkości i kształtu jak 1 euro plus te czułki i do tego ryż. Bardzo smaczne. Warzywa dojadłem osobno później, bo oni raczej nie podają, zwłaszcza do prato do dia, czyli dania dnia. W ogóle to z warzywami było przez zały mój pobyt w Portugalii dziwnie. Tylko raz do obiadu dostałem sałatkę, a do śniadania zero zielonego. Przecież to śniadanie kontynentalne, twierdzili trochę zdziwieni moim pytaniem hotelarze. Myślę, że to zemsta Anglików, bo przecież oni wyspowi mają na śniadanie jaja, bekony, a my kontynentalni mamy taką namiastkę śniadania. Ja na śniadania przychodzilem z własną papryką i pomidorami.
Etykiety:
Lizbona,
Portugalia,
śniadanie kontynentalne,
Witlinek
środa, 8 maja 2013
Klasyka jednak była i fado jeszcze raz.
Wczoraj napisałem, że klasyki nie było w klubach i to była prawda, ale mój gospodarz hoteliku w którym pomieszkuję mnie zaskoczył. Jak mu powiedziałem, że fajnie, że żywa muzyka to on na to, że Chopin, Vivaldi, Paganini to jest muzyka, a tamto to.... i tego to już nie zrozumiałem. Zaprowadził mnie do kanciapy, gdzie w telewizorze włączone Mezzo i właśnie pianista grał koncert Chopina. To jest fajny, chociaż specyficzny facet, bo wrzeszczy i chyba nie do końca jest zadowolony ze swojego pomocnika, ale muzykę lubi i fotografuje i na mnie też wrzeszczy, żebym przyszedł po wodę na herbatę. I jeszcze dorzucam kilka zdjęć z wczorajszego fado, bo ciągle jestem jeszcze pod wrażeniem pięknego występu. I jeszcze taki przykład jak oni grają niekoniecznie fado:
http://www.youtube.com/watch?v=6A8h29OSPCM
http://www.youtube.com/watch?v=6A8h29OSPCM
Etykiety:
Adega Machado,
Fado,
Lisbon,
Lizbona,
Marco Rodrigues
Subskrybuj:
Posty (Atom)