Na stacji Bento w Porto, gdzie ciągle jeszcze jestem, zobaczyłem na ścianie naszą Bitwę pod Grunwaldem i nasz Hołd Pruski, no może prawie nasze. Faceci w pelerynach z krzyżami biją się na miecze z nami(?), a na hołdzie klękają i się godzą. Wszystko to w kafelkach/azulejos w kolorze niebieskim - no po prostu znowu Polska właśnie.
I tu jest miejsce na ten prawie tytułowy krzyż, który jest moim krzyżem. Jestem w Portugalii już dwa tygodnie, łażę wszędzie, fotografuję, a od tych ciągłych porównań z ojczyzną uciec nie mogę. I drażni mnie Polska i Polacy i czytam gazeta.pl i mam jedną politykę i jednego newsweeka i jeszcze wysokie obcasy i to wszystko papierowe i czytam i się złoszczę i denerwuję i to jest jakaś beznadzieja. Chciałbym się uwolnić i się uwalniam, bo przecież zachwycam się katedrami i zamkami i spokojem tych ludzi i pięknem oceanu, a później czytam o jakiejś naszej durnocie i krew mnie zalewa. Może w innym kraju bym tak nie miał, ale w Portugalii mam, bo ona wydaje się nam/mi strasznie bliska. Przede wszystkim jesteśmy przecież sąsiadami na liście państw. Byliśmy mocarstwami, my od morza do morza, a oni mocarstwem kolonialnym, co my też chcieliśmy i prawie nam wyszło. Tak samo zrobiliśmy piłkarskie euro i mamy taki sam problem ze stadionami. I jeszcze podobno za chwilę ich prześcigniemy w poziomie życia - oni są najmarniejsi w starej unii, a my orły wśród nowych państw. I katolicy głównie. Ich zniszczyło trzęsienie ziemi w 1755, a później mieli rządy Salazara, my wojny wszystkie i socjalizm. Można się spierać kto miał gorzej, ale nie ma po co. Jutro jadę na południe oglądać różne cuda i może wreszcie mi przejdzie.
Z drugiej strony jest mi tu dobrze, alergii nie mam i dlatego swój pysk uśmiechnięty dokładam.
I jeszcze jedno zdjęcie w kurtce Naive - w tle Porto nad rzeką Douro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz